Kot Pana Mori

Nie znam ani jednej osoby, która by doświadczyła jakiegoś pięknego wieczoru na naszej ulicy, to znaczy mojej ulicy, czyli tej ulicy na której przyszło mi mieszkać. Mimo, że wysoka szydlica w ogrodzie Pana Shigeto skądinąd nadaje jej uroku. Albo przynajmniej czegoś, co przy odrobinie dobrej woli można by nazwać charakterem. Te właśnie myśli towarzyszyły mi, kiedy spacerowałem w tę i z powrotem moją ulicą, ciesząc zmysły pogodnym wieczorem. Nigdy nie oznajmiono mi naprzykład: doznałem wczoraj pięknego wieczoru na pańskiej ulicy, albo zachody słońca na zamieszkałej przez Pana ulicy są wyjątkowe. Otaczają mnie ludzie zgorzkniali i pozbawieni ideałów, być może złorzeczący. Przechodziłem właśnie obok skromnego ogrodu Pana Koike, pełnego chińskich róż, kiedy przymknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Postanowiłem nie poddawać się panującemu w państwie chłodowi i zachować wewnętrzną radość oraz wrażliwość. Uśmiechnąłem się do drzemiącego kota w ogrodzie Pana Mori, skupiając myśli na jutrzejszym dniu, wypełnionym pracą w sklepie rybnym, a co za tym idzie rybim smrodem oraz spojrzeniami przekrwionych, smutnych oczu wyglądającej na wiecznie zagniewaną Pani Okabe, mojej pracodawczyni. Kres tym medytacjom położyło dopiero pojawienie się w moim polu widzenia Pana Koike – człowieka, który uważał mnie za swojego serdecznego przyjaciela: zmierzał w moim kierunku, najwyraźniej wracał z biura. Pochyliłem się szybko udając, że zawiązuję sznurówkę, po czym zmieniwszy kierunek poszedłem do domu.          (kisz)

Dodaj komentarz