Cóż z tego, że Tim Hollins czy Nick Scarim skomponowali jedne z najlepszych utworów na ścieżce, skoro ich nazwiska brzmią niczym żywcem wyjęte z późnych archiwów Wojny Anarchistycznej? No i jak to teraz wygląda na płycie? – tymi słowami Lew Bruxensztajni rozpoczął jeden z największych skandali w swojej karierze. Ale po kolei.
Propozycja nie do odrzucenia?
W 1985 roku amerykańska korporacja medialna MTV Networks wykupiła od Wydawnictwa Muzeum Regionalnego w Szczecinku prawa do dysponowania postaciami oraz fabułą serii książeczek Nowe wspaniałe przygody w kosmosie, czyli załoga Oryo-33 w gotowości. Wyglądało to podobno tak, że przedstawiciel MTV wszedł do biura muzeum z tłumaczem oraz teczką dolarów [a także, według niektórych relacji, z lalką (??)] i wyszedł po dwóch godzinach z podpisaną umową. Dolary po odliczeniu skromnej premii dla autora przeznaczono na remont dachu muzeum, a nad dalszym losem praw autorskich nikt się specjalnie nie zastanawiał.
Teoria wieloczasu Janisława Strzępka
Największe zagęszczenie czasu występuje we wczesnym dzieciństwie, a w ciągu życia stopniowo się rozrzedza. Oto jak prezentują się tzw. warstwy wieloczasowe (dla człowieka żyjącego w naszych czasach):
– 1. rok życia: zagęszczenie 99-krotne (tzn. np. 1 dzień płynie tak, jak 99 dni)
– 2. rok życia: zagęszczenie 88-krotne
– 3. rok życia: zagęszczenie 77-krotne
I tak dalej, tak iż w 9. roku życia czas osiąga zagęszczenie 11-krotne, po czym zmiany następują jak podano:
– 10. rok życia: zagęszczenie 10-krotne
– 11. rok życia: zagęszczenie 9-krotne
– 12. rok życia: zagęszczenie 8-krotne
– 13. rok życia: zagęszczenie 7- krotne
I tak dalej, aż w 18. roku życia czas osiąga zagęszczenie 2-krotne, a w 19. (nota bene pierwszym roku po osiągnięciu dorosłości), czas płynie „normalnie” (jednokrotnie), czyli jest ani zagęszczony, ani rozproszony, z tym że proces rozrzedzania postępuje nadal. O ile więc wspominając dzieciństwo (szczególnie wczesne) mamy wrażenie, iż to jakaś gigantyczna epoka bez początku i bez końca, czas, w którym zmieściło się tyle rzeczy, że nie sposób ich wszystkich sobie później przypomnieć – o tyle po przekroczeniu punktu „zero” czy może „jeden” (tzn. 19. roku życia, kiedy to czas występuje w swojej naturalnej postaci, chociaż do zagadnienia natury czasu jeszcze wrócimy), zaczyna nam się coraz bardziej wydawać, że czas płynie coraz szybciej, że rok to już wcale nie tak długo, że właściwie niegdysiejszy rok to teraz jakby dwa lata, itp. Szybkość procesu rozrzedzania po przekroczeniu punktu „zerowego” w dużej mierze zależy od stanu umysłowego człowieka (podobnie zresztą jak przed jego przekroczeniem – podane są tutaj dane przybliżone), ale prawie zawsze w ciągu drugiej dekady życia rozrzedza się dwukrotnie (następuje to oczywiście stopniowo, z roku na rok), w ciągu trzeciej – trzykrotnie, czwartej – czterokrotnie, itd. W związku z tym, większość ludzi w dzisiejszych czasach umiera, kiedy czas osiąga u nich 7-,8- lub 9-krotne przyspieszenie (rozrzedzenie).
Tymczasem spójrzmy, co dzieje się dalej. W 11. dekadzie życia czas osiąga 11-krotne przyspieszenie – przy takim stanie rzeczy trudno już wytrzymać, toteż tak niewielu ludzi przekracza dziś 110 rok życia. Najprawdopodobniej dochodzi wtedy do tzw. „wybuchu warstwowego” – czas albo zaczyna płynąć tak szybko, że człowiek prawie od razu umiera (być może jest to przyspieszenie rzędu 99 razy lub większe), albo – jeśli jest na odpowiednim poziomie duchowym, czy też w odpowiednim stanie umysłowym – może z powrotem, przypuszczalnie w jednej chwili, a w każdym razie w niedługim przedziale czasowym, zagęścić czas z powrotem do stanu po narodzinach (99-krotnie). Bo taki stan czasu, jak się zdaje, jest właśnie naturalny, chociaż ludzie zatracili go tak samo, jak inne swoje przyrodzone dobrodziejstwa.
Amerykańska siepa
Oni to prostu machnęli pod Spidermana albo jakieś tam Hanna-Barbera i wyszła taka sieczka dla konia. Amerykanie nie potrafią nic normalnie zrobić, wszystko musi być jak dla dzieci z pierwszej klasy – tak sprawę po ukazaniu się 12-odcinkowego serialu animowanego The New Adventures Of Oryo-33 skomentował Wujek. Jak się spojrzy na okładkę albumu, to w ogóle nie przypomina postaci z książki i wersji radzieckiej. Yaurta wygląda jak Burt Reynolds, Czekov jak stereotypowe wyobrażenie mistrza z Shaolin, a Örmöza Dziorköna zerżnięto z E.T. Książka miała niesamowity klimacik, postaci i cała fabuła są absolutnie nieprzewidywalne, filozoficzny przekaz jest wyrazisty, ale wielopoziomowy. A serial to jest takie łubu-dubu z morałem dla dzieci.
Który to tam gadał, że piosenka, a potem Tangerine Dream i Tomita?!
Tak, piosenka Örmöz Dziorköna Idę na pole, na uschłą łąkę, jak również Trójkąt Bermudzki Isao Tomity oraz muzyka Tangerine Dream z lat w Virgin są wykorzystane… w radzieckim 16-odcinkowym serialu telewizyjnym (nie animowanym oczywiście!) z 1984 roku w reżyserii samego Andrieja Tarkowskiego. Stamtąd znamy też wizerunki bohaterów wykreowane przez wybitnych aktorów (m.in. Vuro Yaurta zagrany brawurowo przez Jana Sielawę), które w zbiorowej świadomości zrosły się z postaciami z książki.
Bruxen-Mixen-Amerykanixen
Najpierw MTV Networks zaproponowało nagranie całej ścieżki dźwiękowej samemu Bruxensztajniemu. Kompozytor był świeżo po południowoamerykańskim tournée i chociaż ciężko byłoby go zaliczyć do gwiazd z pierwszych stron gazet, to jego długie i ekscentryczne koncerty wzbudzały ciekawość i gromadziły komplety publiczności. Bruxensztajni początkowo się zgodził, później jednak jego wypowiedzi wprowadzały coraz większe zamieszanie. W końcu okazało się, że po skomponowaniu jednego utworu, który miał towarzyszyć napisom tytułowym serialu, twórca zaczął nawiązywać kontakty z muzykami związanymi z elektronicznym podziemiem zarówno europejskim, jak i amerykańskim. Coraz częściej wydawał się również sugerować, jakoby jego nastawienie do całego przedsięwzięcia było co najmniej chłodne.
A PBO, to normalnie… na pewno normalnie wpływa na wieloczas!
Pojawia się więc kolejna kwestia związana z PBO: czy specyfik ten wpływa na zagęszczenie/rozrzedzenie czasu, a jeśli – to jak? Pierwsze pytanie jest właściwie retoryczne – zbyt wielce wielki to oczywiście specyfik, aby na warstwy czasowe nie wpływał. Jeśli dodamy do tego jeszcze teorię „snu we śnie” (czyli że dzięki PBO wybudzamy się z kolejnych warstw snu; warto jednak nadmienić, że PBO może dawać skutek przeciwny, a więc zamiast wybudzenia można zapaść w kolejną warstwę snu [podobnie jak w filmie Incepcja] – co ciekawe, naprzemian budząc się i zasypiając można wcale nie oscylować wokół tej samej warstwy, a po prostu „chować się w boczne kieszonki”, czyli oprócz równoległych „warstw” snu [tzn. głębszych i płytszych] są jeszcze rozmieszczone prostopadle oraz po ukosie działy snów; w takim wypadku należy się zastanowić, czy aby zażywanie PBO nie prowadzi do kompletnego [czyli na amen] zagubienia się w tych warstwach i działach). Skoro wzmiankowaliśmy już Incepcję to warto przypomnieć, że tam im głębszy sen, tym czas zwalniał w tempie geometrycznym, tak iż na którymś z kolei poziomie osoba śpiąca w rzeczywistości przez godzinę mogła utknąć we śnie na kilkaset lat. W wypadku eksperymentów z PBO sprawa jest bardziej zawikłana, jako że warstwy snu nie są ze sobą połączone żadnymi regułami czasowymi. Można więc być w głębszym śnie na rozrzedzeniu czasowym, można w płytszym (czyli bliższym warstwie Rzeczywistości) na zagęszczeniu, i odwrotnie. Nie wiadomo też, czy im bliżej się jest Rzeczywistości warto czas zagęszczać, czy rozrzedzać; śmierć fizyczna na danym poziomie snu wcale nie oznacza bowiem jego końca (bo wtedy można by czas rozrzedzać), z kolei więcej czasu daje więcej możliwości na przebudzenie świadomości, co przemawiałoby korzystnie na rzecz zagęszczania czasu.
Szydło z worka
Kiedy MTV upomniało się u Bruxensztajniego o zamówiony materiał, okazało się że ten zamiast komponować, tygodniami oddawał się głupkowatym eksperymentom z PBO (według Klausa Schulze, który kilkakrotnie w tamtym czasie go odwiedził, między innymi próbował łączyć PBO z olejkami eterycznymi i mięsem z puszek, co miało według niego stworzyć inteligentne istoty wysoko rozwinięte duchowo). Poprosił więc nowych znajomych z elektronicznego podziemia o dwanaście pozostałych utworów, które zamówiła stacja. Tłumaczył to chęcią stworzenia wielkiego syntetycznego projektu łączącego dwa kontynenty. Utwory na płytę skomponowali między innymi Duńczyk Johannes Bjerregaard (którego Bruxensztajni nazwał swoim „rodakiem”) czy słynny Niemiec Chris Hülsbeck. Przedstawiciele MTV, chociaż sami nie wiedzieli co myśleć o fanaberiach Bruxensztajniego, zaakceptowali materiał i przez ponad rok w temacie panowała zupełna cisza.
Płyty wujaszkowe, czyli nie z każdej mąki będzie chleb
Wujaszek powoli kieruje pokrętło głośności w prawą stronę, twarz przybiera wyraz ekstazy. Przez kilka sekund słychać rodzący się mozolnie dźwięk. I tak jest przez czterdzieści minut! – oznajmia Wujek, i tymi słowami roboczo można by nazwać jedną z kategorii wujaszkowych płyt, której sztandarowym przedstawicielem jest En Attendant Cousteau Jeana-Michela Jarre’a. Kolejną kategorią mogłyby być po prostu absolutnie genialne lub bardzo monroe’owskie. Tutaj przypuszczalnie znalazłyby się chociażby Trójkąt Bermudzki Isao Tomity lub Within the Realm of a Dying Sun Dead Can Dance. Na końcu należałoby zgrupować płyty, które teoretycznie podpadają pod szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś innego, ale w praktyce sprawa jest bardziej złożona, a w tej właśnie grupie wujaszkowych płyt umieścić należy ścieżkę dźwiękową do The New Adventures Of Oryo-33.
Szał
Po ukazaniu się na antenie The New Adventures Of Oryo-33 w marcu 1987 roku, Lew Bruxensztajni przypuścił w mediach wściekły atak na MTV i resztę amerykańskich mediów oraz na kulturę angloamerykańską w ogóle. Rozprawiał między innymi o moralnym infantylizmie, nihilistycznych pseudoautorytetach, czy hipokryzyjnej cywilizacji wojny. Oskarżył MTV Networks o kradzież muzyki, chociaż w innym wywiadzie oznajmił, że skomponowany przez niego utwór celowo jest „lipny”, aby zmniejszyć widownię serialu, który jego zdaniem wypacza jedno z największych dzieł w historii filozoficznej fantastyki. Język angielski nie tylko jest wykastrowany, on jest po prostu durnowaty, i żadne treści prawdziwie filozoficzne nie są w stanie być w nim należycie przekazane. Spójrzcie na amerykańską elitę intelektualną. Chodzi w trampkach i z walkmanami na uszach. Oni nawet z Iliady potrafią zrobić Ulicę Sezamkową i szczycić się, że idą z duchem czasu – grzmiał w wywiadzie dla tygodnika Time. Pytany na temat przyczyny tak nagłego i agresywnego nastawienia wobec Stanów Zjednoczonych a także o to, co trzyma w dziwnej podłużnej skrzynce, którą zaczął ze sobą wszędzie nosić, wrzeszczał : Nie nagle, nie nagle! A dzięki połączeniu PBO z mięsem SPAM i kadzidlą udało mi się stworzyć prawdziwe Örmöz Dziorkön! To ono jest w skrzynce! A mojego brachola i tak ze szkoły wyrzucą! Po serii prasowych i telewizyjnych tyrad Bruxensztajni opuścił Stany Zjednoczone, by już nigdy do nich nie powrócić.
Jak to tam naprawdę z tym oglądaniem było
Wujek niby to narzekał na tę produkcję i negatywnym nastawieniem zaraził swoich siostrzeńców, którzy potem chodzili po mieszkaniu i powtarzali, że to „lipa”, „bachorówka” i „pierdzielstwo”. Zachowało się jednak nagranie na chromowej kasecie BASF (jeden z siostrzeńców wcisnął record, aby utrwalić atmosferkę podczas wizyty Wujka), gdzie słychać wypowiadane przez Wujaszka słowa:
To znaczy oryginalna wersja radziecka jest oczywiście lepsza, no gdzie tam MTV do Tarkowskiego, natomiast serial animowany również ma naprawdę czadowe momenciki. Tam część jest pod dzieci zrobiona, więc niektóre fragmenty można po prostu olać, ale w sumie jest to absolutnie monroe’owska rzecz. W ogóle Örmöz Dziorkön ma takie fajne czułki, a na nich takie ciapy.
Zdaje się, że po tej wypowiedzi Wujka siostrzeńcy również nagle zmienili zdanie i zaczęli serial oglądać, z początku przychodząc do dużego pokoju (gdzie stał telewizor) tylko na czołówkę, aby posłuchać muzyki Lwa Bruxensztajniego, która im się podobała, ale ponieważ wstyd było im się przyznać, to stojąc przed odbiornikiem mówili: ale lipa, ale bachorostwo, ale bezsens. Z tego powodu nie było im dane obejrzeć właściwej części serialu, jako iż rodzice, poirytowani ich głupim gadaniem, odsyłali ich do małego pokoju ze słowami: Jak wam się nie podoba, to po co oglądacie? Dopiero od 8-go odcinka udało się jakoś przyczaić i obejrzeć całość, i potem już poszło.
A propos tego utworu Bruxensztajniego z czołówki, otwierającego album ze ścieżką dźwiękową. Kiedy Wujek po zakupieniu albumu wszedł do domu, ledwo zdjął buty – do drzwi zapukali siostrzeńcy. Wujek w ich obecności wyjął album z folii, a następnie studiując tył okładki, rzekł: To znaczy ja sprawdzam czy tu jest jeden utwór, bo jeśli tego utworu nie ma, to można całą płytę od razu wyrzucić do kosza. I to właśnie jest trzecia kategoria wujaszkowych płyt. Na albumie utwór był, więc płyta zamiast do kosza trafiła na półkę, z tym że w gruncie rzeczy nie wiadomo, czy chodziło o Opening Titles Bruxensztajniego, czy jakiś inny kawałek. Siostrzeńcy zaś przegrali sobie album na kasetę FERRUM MAXI i mogli odtąd muzyki z czołówki słuchać bez mordy.
Dodatkowe informacje
Edward Kiszecki po pobiciu kolejnego rekordu w zażywaniu PBO przyjął jeszcze jedną tonikową formę – Emiliano Prostrada. Jest to najwyższy zwierzchnik włoskiej mafii (Capo Di Tutti Capi), który obecnie głównie zajmuje się pomszczeniem przegranej Fabiano Caruany w meczu o mistrzostwo świata w szachach w 2018 roku. Co prawda inne formy Edwarda Kiszeckiego (w tym on sam) sympatyzują z Magnusem Carlsenem, ba, Bruxensztajni pewnie i jego nazwałby swoim rodakiem, hehe. Tak czy owak pragniemy poinformować, że forma ta nie będzie więcej na Toniku używana.
Poza tym Wujek, kiedy go ktoś zapytał, dlaczego zmienił zdanie na temat amerykańskiej wersji serialu, odpowiedział szczerze: A, bo tyle tego PBO się najadłem, że już sam nie wiem właściwie, czy jestem Witoldem Gmaziowcem, Janem Sielawą, czy jeszcze innym czupiradłem wymyślonym przez tych od Tonika. A to wie pani, każda z tych postaci ma inne poglądy, a jeszcze każda z nich występuje na różnych warstwach snu i wieloczasu, i tam ich upodobania również mogą się różnić, więc robi się już mentlik totalny.
Jakby tego było mało, istnieją poważne podejrzenia, a właściwie jest to niemal pewne, iż przedstawicielem MTV Networks, który w 1985 roku odwiedził Muzeum Regionalne w Szczecinku, był… Emiliano Prostrada. Chyba nas to nie dziwi, skoro wiadomo, jakie ilości PBO przechodziły w tamtych czasach przez organizm Lwa Bruxensztajniego. W takim razie… czy ta lalka w jego ręku… czy to było..?
Jeśli ktoś posiada w domu tabletki PBO, uprzejmie prosimy wyrzucić je do kosza na śmieci.
Utwory na płycie
01 Opening Titles – Lew Bruxensztajni
02 Captain Yaurta Landing On Zerix In Pear-Shaped Vimana – Tim Follin
03 Arno Is Turning His Physical Body Into Can Of Lemonade Using Vacuum-Plasma Box – Martin Galway
04 Örmöz Dziorkön Emerges From Blue Arm’s Ashes – Fred Gray
05 Who Are You Mr Chekov – Jack Alien
06 Oryo’s Very First Flight And Samovar Celebration – Johannes Bjerregaard
07 Ectopinylon Found In Deformed Body From Zorgi – Nick Scarim
08 Whenever Oryo Is Traversing Extragalactic Nebula And Nothing Really Happens – Chris Hülsbeck
09 The New Adventure Begins, The Old Friendship Remains – Barry Leitch
10 Zerix Destroyed By Chekov’s Nuclear Strike – David Whittaker
11 All The Space Battles And Obvious Victories – Martin Walker
12 Volga – Jonathan Dunn
13 Closing Titles – Jeroen Tel
Także to nie ma co narzekać, nie ma co wydziwiać, nie ma co się memłać, tylko po prostu warto posłuchać tej płyty. O, tutaj w nagrodę za to, żeś przeczytał taki długi i w sumie bez sensu artykuł, masz jeszcze raz link do YouTube’a:
Zdrowia!
(kisz)